Fernanda Borches opowiada o znaczeniu tego filmu, który szanuje kobiety podnoszące głos
„La Caída” to film, który dotyczy nadużyć w kręgach sportów wyczynowych, w tym przypadku skoków do wody. Film jest inspirowany prawdziwymi wydarzeniami – historią byłej skoczkini Azul Almazán.
Film wyreżyserowała doświadczona Lucía Puenzo, a w rolach głównych występują Karla Souza, Hernán Mendoza, Fernanda Borches i Deja Ebergenyi. Po pokazie na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Morelia (FICM), film ma premierę w Amazon Prime Video, jak na razie jednak nie w Polsce.
Podążając za historią, postać „Mariel” — Karla Souza — jest skoczkiem – weteranem, która ma ostatnią szansę na spełnienie swojego olimpijskiego marzenia. Ujawnia się jednak straszliwe oskarżenie dotyczące postaci Deji Ebergenyi, które skonfrontuje ją z najważniejszym pytaniem w jej życiu: czy wygrana to naprawdę jej prawdziwe marzenie?
Duże słowa
W rozmowie z jednym z portali Fernanda Borches, która gra „Irene” — matkę ofiary (Dèja Ebergenyi) — wspomina, że rola przyszła do niej w „tradycyjny” sposób, reżyserka castingu wysłała jej scenę „a ja już wiedziałam, czytając, że są to wielkie słowa. Poza tym powiedzieli mi, że reżyserką jest Lucía Puenzo, którą bardzo podziwiam, a protagonistką Karla Souza. Po tym rozpoczełam casting”. Kiedy została zaakceptowana i spotkała się z zespołem, aktorka zdała sobie sprawę, że wśród producentów byli Axel Kuschevatzky, Ana Rascón i Ramiro Ruiz.
Znaleźć równowagę
O swojej postaci Borches mówi, że „przygotowanie było intuicyjne; Ze scenariusza widziałam w „Irenie” dwie przeciwstawne siły: instynktowną skłonność do ochrony córki, a jednocześnie nieograniczanie jej marzeń i nie burzenie kariery sportowej, bo narzekaniem mogłoby się to źle skończyć. Znalezienie równowagi było wyzwaniem, ponieważ polaryzacja jest łatwa. To pokazuje się na ekranie i bardzo mi się to podoba”.
Podobnie aktorka miała okazję porozmawiać ze sportsmenką, na którym oparta jest historia , „i miała referencje od jej rodziny, która wspierała ją od początku, która jej wierzyła i jej nie opuszczała. Teraz w filmie jest różnica, ofiara nie akceptuje i konfrontuje się z matką, ale myślę, że udało nam się odwzorować ten związek konfliktu”.
W obliczu skomplikowanych i wymagających decyzji „Irene” jest ciekawą postacią, jak mówi Borches, „Jestem zaskoczona płynnością, z jaką rozwijała się, ale przypisuję to doskonałemu reżyserowi, świetnemu kapitanowi statku, który bardzo jasno mówił o tym, co robić, co chciał powiedzieć i jak zamierza to zrobić i nie tylko masz tę jasność, jego sposób komunikowania się z aktorami jest zawsze asertywny. W kręceniu było napięcie, ale też piękna energia, nawet przy kręceniu tych trudnych i bolesnych procesów, bo dla reżysera zawsze ważniejsza była osoba niż efekt sceny, a jako aktor, który każe tworzyć niejako znacznie swobodniej”.
Wewnętrzna podróż
Film może przyprawić widzów o ścisłość w gardle, aktorka utrzymuje, że „ostateczny rezultat to film absolutnie niezbędny. Widzieliśmy już projekty, które mówią o nadużyciach i to jest wyzwalacz tego filmu, ale w tym jest wewnętrzna podróż bohaterki, która przechodzi od zaprzeczenia do znalezienia odwagi, by podnieść głos, ryzykując wszystko . I nie mówię tylko o temacie, to także jakość estetyczna”.