Camil nie chce, aby podczas kręcenia przejęły go „lęki” i „wątpliwości”
Dwa miesiące po śmierci „Charro de Huentitána” trwają przygotowywania i prace nas serialem Netflix o życiu Vicente Fernándeza, a Jaime Camil nie chce pozwolić, by podczas kręcenia przejęły go „lęki” i „wątpliwości”.
„To projekt, z którym musisz się zmierzyć z szacunkiem i odpowiednim przygotowaniem, ale nie możesz pozwolić, by duch w twoim umyśle wplótł te wątpliwości i lęki, bo wtedy robisz to źle. Trzeba to robić z odpowiedzialnością i honorem – powiedział aktor w rozmowie z Efe.
Camil, jeden z najbardziej rozpoznawalnych meksykańskich aktorów w Hollywood, właśnie wypuścił swój najnowszy film „KIMI” na platformie HBO Max , projekt wyreżyserowany przez Stevena Soderbergha, reżysera takich filmów jak „Magic Mike”, „Traffic” i „ Erin Brockovich”.
Ale wywiady promujące ten film zbiegły się z kręceniem serialu o Fernándezie w Mexico City i aktor musiał przchodzić do prasy całkowicie przemieniony, by wyglądać jak muzyk.
„Wkrótce kończymy, zdjęcia idą niesamowicie i jest to serial autoryzowany przez niego, historia, którą chciał opowiedzieć, więc wszyscy są bardzo szczęśliwi” – wyjaśnił o projekcie, który przygotowuje Netflix z Caracol Televisión i który będzie zatytułowany „’El ídolo del pueblo” („Bożek ludu”).
Ten „bioserial” cieszy się aprobatą rodziny Fernández , w przeciwieństwie do serii przygotowywanej przez Televisę i Univisión, opartej na kontrowersyjnej książce argentyńskiej pisarki Olgi Wornat „El último rey / Ostatni król”.
Chociaż oczekiwanie na to, jak życie meksykańskiej legendy zostanie przedstawione na małym ekranie, jest maksymalne, dla Camila największym wyzwaniem nie jest presja mediów, ale sprostanie głosowi Fernándeza w numerach muzycznych.
„Mam trochę zawrotów głowy po śpiewaniu jego piosenek, ponieważ siła głosu, którą ma Vicente, jest szanowana” – przyznał.